czwartek, 3 kwietnia 2014

Rozdział 3

  Zanim przeczytasz ten i następne rozdziały: 
W owej historii kilka drobnych rzeczy nie zostały wymyślone przeze mnie, lecz zostały w pewnym stopniu zgapiona z książki o wampirach. Nie skopiowałam tego całkowicie, ale można będzie zobaczyć lekkie podobieństwa, choć mam nadzieję, że będzie to mało widoczne. :D
 ***

Raven

    Mroźny deszcz zacinał mocno, więc już zaledwie po kilku sekundach byłam totalnie przemoczona. Droga do domu, która normalnie zajęłaby mi zaledwie kilka minut przedłużała się niemal w nieskończoność, kiedy mijałam głębokie kałuże i chowałam się w każdym suchym miejscu, co było trochę bez sensu, bo bardziej mokra już nie mogłam być. Makijaż spłynął z mojej twarzy wraz z wodą, więc wcale bym się nie zdziwiła, gdyby ktoś wziął mnie za chodzące zombie i uciekł z wrzaskiem.
    Przeczesałam palcami mokre włosy, które przylepiły mi się do czoła i wpadały do oczu. Minęłam kolejną kałużę, kiedy najbliższa z nielicznych latarni zamigała i zgasła. Może to głupie, ale nagle poczułam się jak jedna z tych głupiutkich dziewczyn z horrorów, które samotnie wracały w środku nocy do domu, a w połowie drogi ktoś je napadł, zgwałcił i zostawił na pastwę losu. Zadrżałam i przyspieszyłam kroku, teraz już kompletnie nie zwracając uwagi na wodę i mocząc swoje buty. W pewnej chwili niebo przeszył błysk, którego następstwem był potężny grzmot.
     Przez niego prawie - prawie! - nie usłyszałam cichego, męskiego śmiechu kilka metrów za mną.
    Powoli odwróciłam głowę, by spojrzeć na grupkę mężczyzn w dresach. Nie mogłam zobaczyć ich twarzy, bowiem skrywały je mokre kaptury.  W mojej głowie odezwał się donośny alarm, który - gdyby mógł - kopał mnie wyimaginowaną stopą w tyłek, zmuszając do ucieczki.
    Tym razem nie miałam zamiaru go ignorować, bowiem grupa chuliganów szła prosto w moją stronę.
   Odwróciłam się i biegiem ruszyłam przed siebie, na oślep stawiając stopy i rozchlapując liczne kałuże. Nie minęło kilka sekund, kiedy usłyszałam za sobą tupot stóp, od których niemal stanęło mi serce. Skręciłam przy najbliższej okazji, żeby choć na chwilę zniknąć im z oczu. Przy okazji też zboczyłam z drogi do domu.
    Wbiegłam na Utica Street w tym samym momencie,  kiedy mój "pościg" wbiegł w zakręt za mną. Przebiegłam przez ulicę i znalazłam się w małym parku pełnego wysokich, liściastych drzew. Los chciał, abym właśnie wtedy stanęła na śliskiej trawie i wywróciła się na mokrą ziemię. Z perspektywy czasu wiem, że szczęściem było to, że moja głowa trafiła na kamień i straciłam przytomność.

***

Kieran

    No okej, ta dziewczyna w klubie była ładna, ale chyba nie zainteresowała mnie tak bardzo, żebym cały czas o niej myślał?
    Cholera! Znowu o niej myślę.
    Wyszedłem powoli z klubu wprost w ramiona mroźnego deszczu, wcale się nim nie przejmując. W końcu to tylko woda. A ciuchy? Wysuszę po powrocie. Teraz mam wakacje, nie będę ich marnował, pomyślałem. W końcu dwa tygodnie wolnego mamy jedynie raz na pół roku, nie?
    Sprawnie omijałem powiększające się kałuże, nie chcąc zmoczyć swoich nowych butów. Może to było z mojej strony płytkie, ale w końcu nowe adidasy za trzysta dolców nie chodziło sobie po mieście i nie można ich sobie ot tak wziąć. Minąłem zakręt i skierowałem się w stronę Utica Street. Jakaś niewidzialna siła pchała mnie w tamtym kierunku, a ja nie miałem zamiaru protestować. Kto wie, może zaraz miało stać się coś ciekawego?
    Wyciągnąłem dłoń z kieszeni kurtki i delikatnie przesunąłem wierzchem dłoni po swoim czole. Tak jak się spodziewałem, krem maskujący spłynął razem z kroplami deszczu. Ale co to za różnica? Jest noc, a właśnie szedłem przez najciemniejszą ulicę w całym Broken Arrow. Nikt nie mógł zobaczyć mojego... znamienia.
    Westchnąłem. Dlaczego, do cholery jasnej, nie mogłem być najzwyklejszym chłopakiem, którego największym problemem jest to, by zdecydować, czy wstać punktualnie i iść do szkoły, czy może sobie przespać jedną czy dwie lekcje? Może wtedy nie miałbym tych wszystkich problemów związanych z moim nowym życiem?
    Może ta dziewczyna z klubu zwróciłaby na mnie uwagę?
    Kieran, do cholery jasnej! Przestań o niej myśleć! 
    Nie potrafiłem. W pamięci wciąż został mi obraz przedstawiający najpiękniejszą dziewczynę, jaką w życiu widziałem. Jej delikatne, uroczo zakręcone, blond włosy świetnie kontrastowały z wyraźnym błękitem oczu. Mimo worów pod oczami, które nieudolnie próbowała zamaskować, według mnie nadal była niemalże boginią...
    Nagle w moje nozdrza uderzył zapach tak słodki i kuszący, że musiałem zacisnąć zęby, aby nie rzucić się w stronę, z którego dochodził. Powoli ruszyłem w stronę parku, od którego dzieliło mnie tylko kilka metrów. Zapach stawał się coraz bardziej wyraźny i duszący, jakby wyciągał w moją stronę długie macki i ciągnąc w swoją stronę, wyłączając logiczne myślenie. 
    W pewnej chwili usłyszałem głośny jęk, który na chwilę przesłonił wszystko inne. Byłem pewien, że już kiedyś słyszałem ten głos.
    I nie myliłem się.

***

Raven

     Niestety, nie dane mi było choć na chwilę odpocząć po długim biegu.
   No, było mi trochę mokro, zważając na deszcz, który owijał moje ciało kroplami wody jak mroźnymi mackami, ale to w tamtej chwili się nie liczyło. Ani to, że było mi zimno, niewygodnie i mokro nie liczyło się z tym jednym uczuciem, które zdecydowanie przewyższało wszystkie inne.
    Ból. 
    Okropny ból.
    Uniosłam się na jednym łokciu i przesunęłam dłonią po czole. Zapiekło, i to mocno. Spojrzałam na swoją dłoń - była cała czerwona. Tak samo jak trawa, na której leżałam. Wokół mnie było pełno krwi.
    O Boże.
   Chciałam usiąść, wspomagając się obiema dłońmi, ale kiedy tylko napięłam mięśnie lewej ręki, zawyłam z bólu. Palcami wymacałam chłodną rzecz, wbitą głęboko w moją skórę.
    Cholera, to była strzykawka!
    Niemal od razu przypomniałam sobie Melanie i jej wykład o groźnym gangu zabijającym ludzi trucizną. Szybko wyrwałam narzędzie z ramienia i odrzuciłam je daleko, głośno łkając. Byłam niemal w stu procentach pewna, że to byli oni. Zostałam ich kolejną ofiarą.
    Skuliłam się na trawie, przyciskając dłoń do krwawiącej rany. Płakałam cicho, popadając w coraz większe odrętwienie przez mróz i truciznę, która powoli rozchodziła się po moim ciele i atakowała mój organizm. Wszystko mnie bolało. Po kilku minutach nie byłam w stanie się nawet poruszyć. Z zaskoczeniem stwierdziłam, że moja śmierć nadchodzi bardzo szybko. W jednej chwili myślałam, że będę krzyczeć, a w drugiej byłam w stanie już tylko płytko oddychać i przyglądać się powoli kołyszącym się drzewom. Moje ostatnie łzy zmieszały się z kroplami deszczu i się poddałam. Nie dałabym rady nikogo zawołać, poprosić o pomoc. Nie w tym stanie. Nie czułam już nawet własnych kończyn.
    W pewnej chwili - kiedy już niemal pogodziłam się ze swoja zdecydowanie zbyt wczesną śmiercią - usłyszałam szelest liści i kroki. Zdałam sobie też sprawę z tego, że jestem ukryta wśród drzew i dość wysokich traw. Na dodatek było ciemno, a ja miałam na sobie ciemne ciuchy.
    Jak ten ktoś mógł mnie zauważyć do cholery?
    Zebrałam w sobie całą energię, jaka we mnie została (a było jej naprawdę niewiele) i wzięłam głęboki oddech, który wywołał silny ból w klatce piersiowej. Nie zwróciłam na to większej uwagi. Teraz liczyło się tylko zawołanie o pomoc owego przybysza, nawet, jeśli miałby to być jeden z tych okrutnych gangsterów. Pewnie by mnie dobił - już to by było lepsze od powolnego i bolesnego umierania.
    - Pomocy! - Krzyknęłam. A raczej wydawało mi się, że krzyczę, chociaż z moich ust wydobył się jedynie cichutki szept.
    Ale udało się. Mężczyzna (którego rozpoznałam po postawie nawet w tak słabym świetle odległej latarni) odwrócił się w moją stronę i natychmiast podbiegł. Z zaskoczeniem stwierdziłam, że to owy najprzystojniejszy facet, jakiego w życiu widziałam, którego widziałam w klubie. Jedyne, co się różniło się w jego wyglądzie to wyraz twarzy - wtedy uśmiechał się zadziornie, a teraz widziałam na jego twarzy jedynie troskę.
    - Boże, co Ci jest? - Zapytał cicho, podnosząc delikatnie moją głowę z ziemi i kładąc mnie w wygodniejszej pozycji.
    Otworzyłam usta, aby coś powiedzieć, kiedy zobaczyłam ledwo zauważalny odblask na czole chłopaka i zesztywniałam. Wystarczyło lekko wytężyć wzrok, by zauważyć na jego skórze tatuaż, niewiele jaśniejszy od koloru jego skóry, jednak migoczący w świetle księżyca. Zwykły człowiek wziąłby ten znak za zwykłą strzałkę wycelowaną w górę, jakby do nieba, ale ja wiedziałam, co to oznacza.
    To było jedno ramię sześcioramiennej gwiazdy.
   W głowie zabrzmiały mi słowa matki, jakby wypowiedziała je dosłownie teraz, a nie pół roku temu. Strzeż się wampirów. Bunt, który kiedyś wskrzesiły i udało nam się go opanować, powstał na nowo. One mordują, Raven. To one zabiły ojca i to one zabiją Ciebie, jeśli nie będziesz ostrożna.
    Normalnie zignorowałabym jej słowa, ale teraz, kiedy nade mną stał wampir, a ja nie byłam w stanie się poruszyć, to było trochę niemożliwe.