piątek, 21 lutego 2014

Prolog



    Korytarz szkolny był zatłoczony. Nie dziwiłam się – w końcu była półgodzinna przerwa, podczas której możemy odrobić pracę domową czy zjeść lunch. Najgorsze było przedzieranie się przez tłum, byleby dojść do swojej szafki. Co chwile ktoś trącał mnie ramieniem, przez co cofałam się kilka kroków, a mój cel oddalał się coraz bardziej.

    - Cholera jasna. – mruknęłam pod nosem.

    - Raven! – krzyknął ktoś z tyłu, a ja się odwróciłam. W moją stronę biegła wysoka brunetka o niebieskich oczach i wesołym uśmiechu.

    - Cześć, Melanie. – uśmiechnęłam się lekko, poprawiając torbę na ramieniu. – Pomogłabyś mi dostać się do…?

    - Szafki? – dokończyła za mnie. – Jasne, nie ma sprawy.

    Wyminęła mnie i zaczęła „proces przeciskania się”, używając do tego łokci, paznokci i od czasu do czasu szpilek. Szłam za nią, co chwilę kogoś przepraszając za zbite ramię czy nadepniętą stopę. Po niespełna minucie znalazłyśmy się przy mojej szafce.

    - Dzięki. – Uśmiechnęłam się promiennie. Otworzyłam ją i schowała do środka torbę z książkami. Zerknęłam na lusterko wiszące po wewnętrznej stronie drzwiczek i przeczesałam palcami długie, blond włosy.

    - Dobra, teraz ja. – Melanie odepchnęła mnie na bok, żeby mieć całe lusterko dla siebie i zaczęła poprawiać fryzurę. Zaśmiałam się.

    - Jest idealnie. – skomentowałam jej wygląd ze śmiechem. – Większego bóstwa z siebie nie zrobisz!

    Mel zachichotała.

    - Och, wiem, wiem. – Zatrzasnęła szafkę i spojrzała na mnie poważnie. – Pamiętasz Starka? – Spytała.

    - Tego starszego chłopaka z trzeciej klasy?

    - Tak, jego. – Melanie zaczęła taranować nam drogę do wyjścia. Po chwili dopadłyśmy drzwi i wyszłyśmy na świeże powietrze. Skierowałyśmy się w stronę parku. – Został Naznaczony. – Dodała szeptem.

    Spojrzałam na nią z rozdziawionymi ustami.

    - Ale… jak to? Naznaczony? Na wampira? – Niedowierzanie malujące się na mojej twarzy było coraz większe. – Ale… ale przecież trzeba umrzeć, żeby zostać naznaczonym!

    - Wiem. – Melanie wywróciła oczami, jakby to było oczywiste. – W ostatnią sobotę odbyła się u niego impreza. Wypił za dużo. Biedak utopił się w basenie. – Westchnęła ciężko.  – Okazało się, że jego ciało nadaje się jeszcze na przemianę i ….

    - Nadaje się na przemianę? Czyli? – Zmarszczyłam brwi.

    Melanie opadły ramiona.

    - Raven, czy ty nie pojmujesz? Nadaje się, czyli nie było pokiereszowane. W jednym kawałku. Przysłali do szpitala hakera i go naznaczył. – Powiedziała podekscytowana.

    Pokiwałam powoli głową. Słyszałam o naznaczeniu. Ponoć do zmarłych nastolatków przychodzili tak zwani hakerzy, którzy zostawiali na czole zmarłego jedno ramię sześcioramiennej gwiazdy, oznaczającej sześć lat przemiany i nauki w Akademii. Z każdym rokiem na znak się powiększał jedno ramię, a kiedy były już wszystkie, następowała ostateczna przemiana w dorosłego wampira.

    - Ale przecież nie wszyscy to… to przechodzą, prawda? – Spytałam.

    - No nie. Ponoć w ostatecznej fazie adept Akademii Istot Ciemności zapada w śpiączkę i toczy wewnętrzną walkę. Jeśli wygra – budzi się jako wampir. A jeśli nie… - Spojrzała na mnie znacząco.

    Kiwnęłam głową. Doskonale wiedziałam, co się wtedy dzieje.

    Adept umiera.