środa, 12 marca 2014

Rozdział 1

    W jednej chwili miałam wszystko.
    Dom, kochającą rodzinę, najlepszą przyjaciółkę i chłopaka. No, prawie chłopaka. Nie byliśmy oficjalnie parą, ale to nie oznaczało, że nic do siebie nie czujemy. Znałam go od dziecka, w pewnym sensie od początku byliśmy parą.
    A w drugiej chwili nie miałam nic.
    Patrzyłam w smutne oczy matki. Wiedziałam, że nie ma mi nic dobrego do przekazania. Siedziała w bujanym fotelu ze spuszczoną głową i ramionami, tak jak wtedy, kiedy zmarła jej siostra, a moja ciotka. Znałam już ten pusty wyraz jej oczu.
    - Mamo, co się stało? - Spytałam drżącym głosem. Nie dostałam odpowiedzi, więc ścisnęłam lekko jej dłoń. - Mamo, proszę, powiedz mi...
    Uniosła lekko rękę i pogłaskała mój policzek. Niestety nadal patrzyła przed siebie niewidomym wzrokiem. Zauważyłam w jej oczach łzy.
    Och nie.
    Moja mama nigdy nie płakała z błahych powodów. Ostatni raz widziałam ją w tym stanie pięć lat temu, po wypadku mojej ciotki Leny. Od tamtego czasu często ja wspominała, jednak już nie uroniła żadnej łzy. Przysięgła sobie, jako Kobieta Wiary, że nigdy więcej nie zapłacze nad żadną śmiercią. Wierzyła, że dusza Leny poleciała wprost w ramiona Boga i Aniołów, którzy mieli ją strzec.
    - Mamo! - Krzyknęłam, kiedy zadrżała, a pierwsze łzy wyciekły spod zaciśniętych już powiek. Puściłam jej dłoń i potrząsnęłam jej ramionami. - Marlene!
    Kiedy padło jej imię, w końcu na mnie spojrzała.
    - Raven... - Wyszeptała, wyciągając do mnie ramiona. Bez wahania wsunęłam się w jej objęcia i zanurzyłam twarz w jej włosami. - Moja kochana Raven... Zostałaś mi już tylko ty.
    - Ależ nie. - Zaprzeczyłam od razu. - Przecież jest jeszcze...
    ... Tata.
    Dopiero wtedy pojęłam sens jej słów. Zakryłam dłonią usta, aby stłumić krzyk. Matka zaniosła się głośnym i donośnym szlochem, a ja jej zawtórowałam. Płakałyśmy długo i rzewnie, aż nie zostało w nas nic, co mogłybyśmy wypłakać. Długo drżałam z nadmiaru emocji, a matka obejmowała ramionami, głaskała po włosach i szeptała pocieszające słowa.Mówiła, że wszystko będzie dobrze, a ja jej uwierzyłam.
    Och, jak bardzo się wtedy myliłam.

***

    Szpital przy Dwudziestej Pierwszej ulicy zawsze przyprawiał mnie o dreszcze. Zewnętrzna ściana budynku była obdrapana. Gdzieniegdzie złaziła farba i kruszył się tynk. Wyglądał raczej na zakład poprawczy niż na miejsce, gdzie rodzą się dzieci i umierają ludzie. To właśnie w szpitalu większość ludzi rozpoczyna swoje życie i je kończy. Ma tam swój start i metę.
    Nigdy nie chciałabym spędzić tam ostatnich chwil swojego życia. I mimo że byłam przygnębiona stanem i swoim i matki, cieszyłam się trochę, że mój ojciec ostatnie co zobaczył to łono natury.
    Albo swojego mordercę.
    Wzdrygnęłam się.
    - Raven? Wszystko w porządku? - Spytała mama, ściskając mnie za rękę. Jej głos był cichy i słaby, w ogóle do niej nie podobny. To przybiło mnie jeszcze bardziej.
    - Tak, wszystko dobrze... - Wyszeptałam.
    - Nie musisz tam ze mną iść.
    Spojrzałam jej w oczy. Były przepełnione bólem, ale starałam się to znieść.
    - Muszę. - Powiedziałam pewnie. - Chcę. - Dodałam, już trochę ciszej.
    Nic już nie powiedziała. Weszłyśmy do budynku szpitalnego, a wtedy w moje nozdrza uderzył zapach czystości i chemikaliów. Starałam się nie krzywić. Nigdy nie lubiłam tego zapachu.
    Podeszła do nas pulchna pielęgniarka. Biały uniform lewo opinał jej pulchne ciało. Wyglądała tak, jakby poruszanie się sprawiało jej dużo kłopotu, ale uśmiechnęła się do nas ciepło. Znała moją mamę - często przychodziła do szpitala z przewlekłą astmą, więc znała większość personelu. Nie pytając o nic, skinęła ręką i podążyłyśmy za nią. Świadomie ignorowałam jęki i kaszel dobiegający z mijanych sal. Nie mogłam się teraz zamartwiać chorymi ludźmi, bo później bym się załamała.
    Zeszłyśmy po schodach do kostnicy. Nagle zrobiło mi się dużo zimniej, więc zapięłam swoją bluzę. Mimo tego, że był Sierpień, w Broken Arrow była teraz dość brzydka pogoda i niska temperatura.
    Na chwiejnych nogach podeszłyśmy do jednego z metalowych stołów. Leżało na nim ciało, szczelnie przykryte białym materiałem. Płachta gdzieniegdzie była czerwona od zaschniętej krwi...
    - Tato... - Wyszeptałam drżącym głosem, kiedy pielęgniarka odsłoniła twarz ojca.
    Joshua Parker był postawnym i przystojnym mężczyzną, mimo swojego dość podeszłego wieku. Jego twarz, dotąd zawsze wesoła, nie miała żadnego wyrazu. Był blady, bardzo blady. I nie oddychał.
    - Co się stało? - Spytała cicho mama, a ja po jej głosie poznałam, że płacze. Zacisnęła swoją chudą dłoń na moim ramieniu.
    - Został zagryziony. - Powiedziała spokojnie pielęgniarka. Spojrzała na nas znacząco. - I jesteśmy niemal pewni, że to nie było zwierzę.
    - Mam więc rozumieć, że oni znowu to robią...? - Matka uniosła lekko swoje jasne brwi.
    Kobieta z powagą pokiwała głową.
    - Muszę powiadomić Ludzi Wiary. - Szepnęła matka i już więcej się nie odezwała.
    Moi rodzice należeli do stowarzyszenia kościołów Ewangelickich. Nazywali siebie Ludźmi Wiary. Wraz z innymi Chrześcijanami nawracali niedowiarków i przekonywali ich do Boga.
    Czy ja wierzyłam w Boga?
    Chyba tak. Musiałam, skoro moi rodzice byli misjonarzami. Ale serce mi podpowiadało, że komuś innemu powinnam oddawać hołd. Tylko komu?
    Głowa mnie rozbolała od nadmiaru myśli. Zachwiałam się, a wszystko wokół zaczęło się rozmazywać. W końcu zemdlałam.

3 komentarze:

  1. Cudowny rozdział. Mam nadzieję, że poprowadzisz to opowiadanie do końca, bo naprawdę uważam, że masz talent. Dołączam do obserwatorów ;) Masz jak w banku, że będę tutaj zaglądać ;) normalnie mnie porwałaś :D pozdrawiam i zapraszam do mnie http://oczy-blyszcza-po-zmroku.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubię twój styl pisania :) Oby tak dalej ;)
    Szkoda tylko, że rozdziały tak rzadko...Ale jakoś to przeboleję ;) Przyzwyczajam się :)
    Czekam na next i pozdrawiam!
    A no i zapraszam do siebie ;)
    ~nad-naturalni.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział. Jak najbardziej zachęca do dalszego czytania, a że lubie tego typu opowiadania szybko czytam następny rozdział :d

    OdpowiedzUsuń