~ 6 miesięcy później ~
Było ciężko. Nawet bardzo.
Nie wiem, jak to się stało, ale popadłam w przeróżne nałogi. Jedyne, czego jestem świadoma to tego, że zaczęło się to po śmierci taty. Wszyscy mi powtarzali, że jestem silna i że przetrwam żałobę mimo wszystko. Ale nie wytrzymałam. Nie zniosłam tego napięcia, tej żałoby, tego żalu do samego Boga, którego moja matka tak wielbiła.
Wtedy Brian wraz z Melanie przyszli do mnie z pomocą. Albo raczej z pomocnymi wspomagaczami. Zaczęłam ćpać i pić. Wiem - to głupie i nierozważne.
Ale nie potrafiłam inaczej.
Mama rzuciła się w wir pracy, więc nie miałam w niej żadnego poparcia.Wychodziła wcześnie rano i wracała późno w nocy, kiedy już wróciłam z imprezy (które, nawiasem mówiąc, stały się dla mnie czynnością taką jak oddychanie - nie przetrwałabym bez nich) i spałam. I tak codziennie. Wiem, że praca jest dla niej bardzo ważna, a każdy człowiek, który nawrócił się dzięki Ludziom Wiary był dla niej prawdziwą uciechą, ale to bolało. Nie miała już dla mnie czasu.
Starałam się nie rzucać się na nią za to. Śmierć taty poruszyła nią tak samo bardzo jak mną, wiec wiedziałam, co czuje. W dodatku już wiadomo było, że został zamordowany przez wampira. Na sto procent.
Bo chyba żadne zwierze nie rozszarpuje zębami gardła i nie wypija z ofiary całej krwi?
Mama rzuciła się w wir pracy, więc nie miałam w niej żadnego poparcia.Wychodziła wcześnie rano i wracała późno w nocy, kiedy już wróciłam z imprezy (które, nawiasem mówiąc, stały się dla mnie czynnością taką jak oddychanie - nie przetrwałabym bez nich) i spałam. I tak codziennie. Wiem, że praca jest dla niej bardzo ważna, a każdy człowiek, który nawrócił się dzięki Ludziom Wiary był dla niej prawdziwą uciechą, ale to bolało. Nie miała już dla mnie czasu.
Starałam się nie rzucać się na nią za to. Śmierć taty poruszyła nią tak samo bardzo jak mną, wiec wiedziałam, co czuje. W dodatku już wiadomo było, że został zamordowany przez wampira. Na sto procent.
Bo chyba żadne zwierze nie rozszarpuje zębami gardła i nie wypija z ofiary całej krwi?
***
- Raven, idziesz? - Zawołała zniecierpliwiona Melanie. Słyszałam, że tupie nogą i lekko się zirytowałam. Nie może poczekać dziesięć minut?
- Chwila. - Burknęłam i zamknęłam się w łazience. Wzięłam kilka głębokich oddechów zanim spojrzałam w lustro. Z dnia na dzień wyglądałam coraz gorzej. Tym razem obeszło się jednak bez krzyku przerażenia, bowiem przyzwyczaiłam się do swojego nowego wyglądu.
Złociste niegdyś włosy były teraz wyblakłe, niemal szare. Moje niebieskie tęczówki straciły blask. Pod oczami znajdowały się ciemne wory, które bardzo odznaczały się na mojej bladej skórze. O Boże, kiedy tak zbladłam? Byłam niemal biała. Ach, no tak - jeden z mniej szkodzących efektów ubocznych brania narkotyków...
Sięgnęłam po podkład i nałożyłam go na twarz. Dużą warstwą pudru, bezskutecznie próbowałam zamaskować widoczne oznaki zmęczenia. Szybko uczesałam włosy i - nie chcąc, aby Brian i Melanie czekali za długo - zbiegłam na dół.
- No w końcu. - Mel przewróciła oczami i sięgnęła po torebkę.
- Nie marudź. - Powiedział Brian i uśmiechnął się do mnie lekko. - Wyglądasz...
- Jak pół dupy zza krzaka? - Spytałam zirytowana.
- Chciałem powiedzieć, że dużo lepiej, niż ostatnio, ale jak wolisz. - Zaśmiał się.
Wywróciłam oczami. Wiem - był dla mnie miły, może nawet chciał poprawić mi samopoczucie, ale miałam tak podły humor, że nie rozchmurzyłabym się nawet gdyby przez ulicę przeszła parada stepujących słoni i małp tańczących tango.
Wywróciłam oczami. Wiem - był dla mnie miły, może nawet chciał poprawić mi samopoczucie, ale miałam tak podły humor, że nie rozchmurzyłabym się nawet gdyby przez ulicę przeszła parada stepujących słoni i małp tańczących tango.
***
Największy Klub w Broken Arrow jak zwykle był zatłoczony o tej godzinie. Byłam pewna, że w środku jest wielu niewiernych mężów, którzy przyszli się zabawić z młodymi panienkami, jak również młodych "gangsterów" myślących tylko o dziewczynach i zakładach.
Zajęliśmy nasz stały stolik. Melanie skinęła głową na barmana, a on zaczął przygotowywać drinki, które zamawialiśmy niemal co wieczór. Westchnęłam cicho. Nie byłam pewna, czy mój organizm będzie w stanie przyjąć jeszcze choć odrobinę alkoholu, więc kiedy kelner postawił przede mną szklankę z trunkiem, niepewnie podsunęłam ją pod nos. Od słodkiego zapachu drinka niemal od razu mnie zemdliło.
Podniosłam wzrok na bar. Tydzień temu zaczęły się wakacje, więc wszędzie było pełno licealistów, którzy przyszli tu odsapnąć po ciężkim roku szkolnym. Westchnęłam cicho, kiedy jakaś dziewczyna przypadkiem wylała drinka na koszulę młodego barmana, a on zaczął się na nią wydzierać. Podążyłam wzrokiem dalej i niemal nie podskoczyłam. Napotkałam spojrzenie najprzystojniejszego chłopaka chodzącego po tej ziemi. Uśmiechał się do mnie.
- Pijesz? - Spytała Melanie przyglądając mi się spod przymrużonych, wymalowanych powiek. Pokręciłam zrezygnowana głową i odstawiłam szklankę.
- Chyba pójdę do domu. - Próbowałam przekrzyczeć głośną muzykę.
Podniosłam wzrok na bar. Tydzień temu zaczęły się wakacje, więc wszędzie było pełno licealistów, którzy przyszli tu odsapnąć po ciężkim roku szkolnym. Westchnęłam cicho, kiedy jakaś dziewczyna przypadkiem wylała drinka na koszulę młodego barmana, a on zaczął się na nią wydzierać. Podążyłam wzrokiem dalej i niemal nie podskoczyłam. Napotkałam spojrzenie najprzystojniejszego chłopaka chodzącego po tej ziemi. Uśmiechał się do mnie.
- Pijesz? - Spytała Melanie przyglądając mi się spod przymrużonych, wymalowanych powiek. Pokręciłam zrezygnowana głową i odstawiłam szklankę.
- Chyba pójdę do domu. - Próbowałam przekrzyczeć głośną muzykę.
- Podwieźć Cię? Jeszcze nic nie wypiłem. - Zaproponował Brian.
- Nie, dzięki. Przejdę się. - Sięgnęłam po kurtkę.
- W taką pogodę? - Uniósł brwi.
Spojrzałam na okno. Z początku ni dostrzegłam nic pośród wszechobecnej ciemności, ale kiedy wytężyłam wzrok zrozumiałam, o co mu chodziło. Po szybie spływały stróżki deszczu. Zmarszczyłam brwi zirytowana.
Skronie straszliwie mnie rozbolały, przypominając mi o swoim istnieniu.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł. - Zaoponowała Melanie. - Ostatnio po ulicy grasują jacyś mężczyźni, którzy dla zabawy wstrzykują ludziom truciznę.
- Wiem, słyszałam o nich. Ale proszę Cię! Mieszkam tylko pięć minut drogi stąd. - Mruknęłam, narzucając kurtkę na ramiona. Co prawda nie uśmiechało mi się iść przez ulewę (które dość często były spotykane w Broken Arrow, nawet w lato), ale nie chciałam odrywać Briana od jego ulubionego, alkoholowego drinka, do którego już się ślinił. Poza tym, pomyślałam, spacer na świeżym powietrzu dobrze mi zrobi.
Stanęłam przed drzwiami klubu i uchyliłam je lekko. Do środka wtargnął powiew zimnego wiatru, niosąc za sobą zapach mokrej trawy. Zadrżałam - nie byłam pewna, czy z zimna. Wytężyłam wzrok, próbując zobaczyć, co się znajduje dziesięć metrów dalej, jednak przez ciemność nie dostrzegłam nic. Latarnie w tej okolicy były popsute, głównie przez pijanych chuliganów. Powoli wyszłam z budynku i stanęłam pod wiatą przed wejściem. Wystawiłam rękę, która niemal od razu stała się cała mokra. Cholerny deszcz.
Wyszłam spod wiaty, osłaniającej ostatni skrawek suchej ziemi i stanęłam w deszczu. Nie wiem dlaczego, ale w głowie usłyszałam alarm, który zazwyczaj ujawniał się, kiedy miałam złe przeczucia co do bliskiej przyszłości.
Nie wiedziałam, że za godzinę będę tak bardzo żałować tego, że zignorowałam owe ostrzeżenie i ruszyłam w ciemność.
- Nie, dzięki. Przejdę się. - Sięgnęłam po kurtkę.
- W taką pogodę? - Uniósł brwi.
Spojrzałam na okno. Z początku ni dostrzegłam nic pośród wszechobecnej ciemności, ale kiedy wytężyłam wzrok zrozumiałam, o co mu chodziło. Po szybie spływały stróżki deszczu. Zmarszczyłam brwi zirytowana.
Skronie straszliwie mnie rozbolały, przypominając mi o swoim istnieniu.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł. - Zaoponowała Melanie. - Ostatnio po ulicy grasują jacyś mężczyźni, którzy dla zabawy wstrzykują ludziom truciznę.
- Wiem, słyszałam o nich. Ale proszę Cię! Mieszkam tylko pięć minut drogi stąd. - Mruknęłam, narzucając kurtkę na ramiona. Co prawda nie uśmiechało mi się iść przez ulewę (które dość często były spotykane w Broken Arrow, nawet w lato), ale nie chciałam odrywać Briana od jego ulubionego, alkoholowego drinka, do którego już się ślinił. Poza tym, pomyślałam, spacer na świeżym powietrzu dobrze mi zrobi.
Stanęłam przed drzwiami klubu i uchyliłam je lekko. Do środka wtargnął powiew zimnego wiatru, niosąc za sobą zapach mokrej trawy. Zadrżałam - nie byłam pewna, czy z zimna. Wytężyłam wzrok, próbując zobaczyć, co się znajduje dziesięć metrów dalej, jednak przez ciemność nie dostrzegłam nic. Latarnie w tej okolicy były popsute, głównie przez pijanych chuliganów. Powoli wyszłam z budynku i stanęłam pod wiatą przed wejściem. Wystawiłam rękę, która niemal od razu stała się cała mokra. Cholerny deszcz.
Wyszłam spod wiaty, osłaniającej ostatni skrawek suchej ziemi i stanęłam w deszczu. Nie wiem dlaczego, ale w głowie usłyszałam alarm, który zazwyczaj ujawniał się, kiedy miałam złe przeczucia co do bliskiej przyszłości.
Nie wiedziałam, że za godzinę będę tak bardzo żałować tego, że zignorowałam owe ostrzeżenie i ruszyłam w ciemność.